Elżbieta Trubiłowicz
Rozwód to antyteza małżeństwa – czyli wszystko jest odwrotnie. Miłość, wierność i uczciwość małżeńską zastępują ich przeciwieństwa – egoizm z niechęcią przechodzącą często w nienawiść, niewierność i nieuczciwość w relacji. Rozdarcie dokonuje się pomiędzy małżonkami, ale czy tylko oni są głównymi postaciami dramatu?
Mit bezbolesnego rozwodu
Dzieci nie mają wpływu na przebieg zdarzeń, a ich rodzice w różnym stopniu troszczą się o to, co ich dzieci przeżywają. Czasami chcą zapewnić im emocjonalną ochronę i w tym celu odwiedzają psychologa. Często wtedy przychodzą oboje i mówią, że zależy im, żeby ich dzieci przeszły „przez to”, przez rozwód bezboleśnie. Najczęściej przychodzi jedno z nich i mówi to samo.
Tymczasem bolesna jest już pierwsza odpowiedź terapeuty: „To niemożliwe”. Dorośli są zdziwieni lub poirytowani. W swoim rozumieniu postrzegają rozwód jako uzdrowienie chorej sytuacji, rozwiązanie problemów ciążących nieraz od lat i uspokojenie życia rodzinnego. Czasem rzeczywiście tak to wygląda ze strony wymęczonych kłótniami małżonków. Natomiast z perspektywy dziecka ginie jego świat. Rozpoczyna się dziecięcy Armagedon. Rzeczywistość, jaką tworzyło z rodzicami, nie była być może idealna, ale istniała i była jedyną dostępną.
Konflikt lojalności
Dziecku niezbędne jest prawo do kochania obojga rodziców i do szacunku wobec nich. Gdy rodzice przestają się kochać i szanować, nawet jeśli deklarują co innego, w głębi serca chcą, by ich dzieci także podzielały te emocje i przekonania. Ponieważ wektory ocen i uczuć rodziców skierowane są u obojga naprzeciw siebie, dziecko nie może pogodzić obu racji. Dlatego rozwód nieodłącznie wiąże się dla niego z konfliktem lojalności. Skoro mama i tata są na siebie źli, to co powinno czuć dziecko? Jak może zachować bezstronność, gdy obie strony starają się przekonać, że drugi rodzic jest zły, nieodpowiedzialny, egoistyczny itp.?
Dziecko słyszy oskarżenia rodziców, kierowane do siebie nawzajem, i wprowadza to w jego życie zamieszanie. Jeśli czuje miłość i większe przywiązanie do jednego z nich, obciąża je poczucie winy, gdyż tym samym jest nielojalne wobec drugiego. A ponieważ rozwód najczęściej jest efektem decyzji jednej strony, pozostawiony małżonek czuje się skrzywdzony i porzucony, oczekując od dziecka emocjonalnego współbrzmienia. A to oznacza odrzucenie drugiego rodzica.
Sytuacja komplikuje się jeszcze bardziej, gdy nowy partner lub partnerka wzbudzają sympatię dziecka. Przypisana jest im rola grabarza związku. Nawet jeśli małżeństwo przeżywało poważny kryzys, dopóki nie pojawił się nowy obiekt uczuć, była jeszcze szansa. Nowa osoba postrzegana jest przez otoczenie jako ktoś, przez kogo rozpadło się małżeństwo i świat dziecka. Ktoś, kogo tak bardzo – co zrozumiałe – nie lubi porzucona mama lub tata.
Nowy partner często stara się zdobyć względy dziecka, co z jednej strony jest dla niego miłe, ale z drugiej prowadzi do złości na siebie, zgodnie z regułą: „Jak mogę kochać wroga?”. A im bardziej relacja między macochą lub ojczymem a dzieckiem układa się dobrze, tym bardziej nowy partner staje się dla porzuconej strony złodziejem uczuć, który nie tylko ukradł miłość męża lub żony, ale jeszcze chce zawłaszczyć sobie prawa do emocji dziecka. W związku z tym dziecko czuje się jeszcze bardziej nielojalne, winne, uwikłane, pełne trudnych emocji. Spirala się rozkręca.
Walka o dziecko
Wtedy najczęściej rozgrywa się główny akt dramatu: walka o dziecko. Czasem oboje rodzice chcą opiekować się dzieckiem. Czasami jest to tylko oręż w agresji wobec małżonka: „Odbiorę ci wszystko, co jest dla ciebie ważne, żeby bolało jak najbardziej!”. Obie sytuacje są dla dziecka tragiczne. Jeśli podobnie bardzo kocha oboje rodziców, przytłacza je, że nie może mieć ich obojga. Do któregoś zawsze tęskni. Szczególnie okrutne wydają się rozstrzygnięcia typu „pół na pół”, czyli dziecko tyle samo czasu spędza u obojga rodziców. Co tydzień lub co miesiąc zmienia dom. Nie ma żadnej stabilizacji, nie tylko emocjonalnej, ale też materialnej i społecznej. Zmieniają się bliscy, inne jest łóżko, inny pokój, inni koledzy z podwórka, zmienia się droga do szkoły i cały świat.
Im większa walka w trakcie procesu rozwodowego, tym cięższe wytacza się armaty, a pociskami często są dzieci. Rodzice używają ich do walki, starając się podważyć wzajemnie autorytet, zarzucając sobie błędne, szkodliwe dla dziecka działania i namawiając dziecko, żeby robiło inaczej niż proponuje drugi rodzic. Również wtedy, gdy granice wyznaczane przez zwalczanego małżonka są słuszne. Buntowanie przeciw rodzicowi czy szukanie w jego decyzjach niedociągnięć niezwykle utrudnia i tak już skomplikowane rozwodem wychowanie. W pewnym momencie dziecko wykorzysta wzajemną niechęć rodziców, by uniknąć przestrzegana ustalonych zasad i obowiązków. A jednocześnie będzie chronić rodziców przed sobą nawzajem i z wieloma problemami pozostanie samo.
Stan wojny nie pozwala na normalne kontakty. Albo jeden rodzic nie wywiązuje się ze zobowiązań, utrudniając kontakt, albo drugi nie zabiega o spotkania z dzieckiem zgodnie z wcześniejszymi ustaleniami. Warto zdać sobie sprawę z tego, że wszystko, co dzieje się w tym obszarze, a nie wypływa z prawdziwej troski o dziecko, nie jest postępowaniem słusznym. Jest oznaką słabości dorosłego.
W takiej sytuacji często nawet doświadczonemu specjaliście bardzo trudno znaleźć właściwą ocenę zdarzeń. Czy dziecko reaguje lękowo na spotkanie z rodzicem, który nie mieszka z nim, czy raczej ma lęk zaszczepiony przez otoczenie domu, gdzie jest na co dzień? Czy egzekwowanie prawa do wizyt przez rodzica wynika z potrzeby kontaktu z dzieckiem, czy z chęci okazania swojej siły i odegrania się na byłym małżonku?
Często zachowania wobec byłego partnera są efektem gry prowadzonej przez prawników stron. Zawsze jest to tragicznie smutne i dramatyczne w skutkach, gdyż dobro rodziny zamieniane jest na zbieranie jak najbardziej miażdżących dowodów. Straty emocjonalne, jako niewymierne, często są pomijane i traktowane jako mniej istotne w obliczu walki o dobra materialne, które łatwiej przeliczyć na pieniądze.
Rozwód z powodu przemocy i rozpad związku nieformalnego
Inaczej może wyglądać sytuacja w rodzinach, gdzie małżeństwo rozchodzi się w związku z przemocą, uzależnieniem czy chorobą psychiczną jednego z małżonków. Wtedy rozstanie przywraca bezpieczeństwo, a rodzina pozbawiona codziennego lęku może zacząć normalnie funkcjonować. W rodzinie żyjącej w cieniu strachu i przerażeniu przed zaburzonym współmałżonkiem i rodzicem rozpad dokonał się już dawno, jeśli w ogóle kiedykolwiek była tam wspólnota małżeńska i rodzinna.
Większość rozwodów nie jest jednak wywołana koniecznością ochrony przed skrajnie zaburzoną osobą, która zagraża bliskim. Najczęściej dochodzi do nich, bo jedna strona albo obie uznają, że nie są wystarczająco szczęśliwi i zamiast podjąć próby rozwiązania kryzysu, rozwiązują związek. Jeszcze łatwiej zrobić to, gdy nie ma zawartego małżeństwa. Decyzja o rozstaniu może być wprowadzona w życie od razu, w największym uniesieniu emocjonalnym. Jej realizacja zajmuje tyle czasu, ile spakowanie rzeczy. Rozpad związków nieformalnych, dawniej zwanych konkubinatem, obecnie kohabitacją, może być bardzo łatwy. Toteż dochodzi do tego trzy razy częściej niż w małżeństwach. Jednak następstwa są bardzo zbliżone do konsekwencji rozwodu (Janicka I., 2014).
Relację kohabitacyjną można szybko zawiązać i rozwiązać, dlatego dziecko w takich związkach może mieć wiele bolesnych doświadczeń niestałości, braku poczucia bezpieczeństwa i niewiary w trwałość przyrzeczeń. Popularne powiedzenie: „Po co brać ślub, skoro są rozwody”, rozbija się na fakcie niestałości kohabitacji.
Kontekst społeczny rozwodu
Warto zwrócić uwagę na kontekst społeczny rozwodu, który odbija się na znacznie większej grupie osób niż najbliższa rodzina: współmałżonek, dzieci, rodzice. Jest jak kamień, który raz rzucony, niszczy losy nie tylko danej rodziny, ale całej społeczności. Konsekwencje, podobne do fal powstających po wrzuceniu kamienia do wody, rozchodzą się daleko. Dotykają dorosłych, lecz w jeszcze większym stopniu dzieci. Tak jak chłopca, który został przyprowadzony do poradni przez mamę zaniepokojoną faktem, iż w szkole jest bardzo wycofany i osamotniony. Nieśmiały, niepewny siebie w kontakcie terapeutycznym przekonywał, że: „Skoro tata ma już nowe dzieci z tamtą panią, to ja nie jestem dla niego ważny. Ja zupełnie nie jestem ważny i jestem do niczego, bo gdyby było inaczej, pewnie by nie odszedł”.
Dzieci obwiniają się za to, że nie były dość dobre, grzeczne, miłe, żeby tata czy mama nie odeszli. Agresywne w szkole i na podwórku są grzeczne wobec obojga walczących ze sobą po rozwodzie rodziców, zarówno dlatego że chcą chronić ich przed swoimi trudnymi emocjami, jak i z lęku, że mogą zostać odtrącone, jeśli pokażą ogrom uczuć, jakie przeżywają i skrywają. Napięcie często redukują, bijąc i znieważając słabsze dzieci. One z kolei nie mogą zasnąć ze strachu przed ponownym spotkaniem z agresywnym kolegą w szkole. Cierpią przez rozstanie ludzi, których nawet nie znają.
Elżbieta Trubiłowicz – doktor psychologii; pracownik naukowy KUL. Kierownik Specjalistycznej Poradni dla Rodzin MOPR, prowadzi psychoterapię indywidualną, małżeńską i rodzinną.
ARTYKUŁ UKAZAŁ SIĘ W „ZBLIŻENIACH” NR 16.
Zostało jeszcze 0% artykułu
Subsktypcja Relate© pozwoli Ci przeczytać tekst do końca...
Testuj bezpłatnie Czytelnię Relate©
Przetestuj bezpłatnie subskrypcję i korzystaj z dostępu do Platformy Relate© z drugą połówką.
Testuj Czytelnię Relate©- Wystarczy, że jedna osoba z pary posiada subskrypcję.
- Możesz zrezygnować w dowolnym momencie.
- Masz już subskrypcję? Zaloguj się